Zaczyna się zawsze niespecjalnie, łagodnie. Spacer z pieskiem, kanapeczka i telewizorek. Potem zabijamy. Miłość w nas. Jedni złotymi rękami, inni pogrzebaczem. Miłość do innych ludzi, pięknych idei, co popadnie. W ten sposób przygotowujemy grunt. Pod zło. Potem potrzebujemy jeszcze dwóch składników. Strachu i chaosu. Strachu mamy pod dostatkiem, przecież boimy się wszystkiego, szczególnie śmierci. Chaos rodzi się z anomii. Nic nie wypełni nam tej pustki. Absolut? Intelekt? Autorytet? Konsumpcja? Żarty.
Kiedy zło się pojawi, od razu zaczyna dzielić. Siebie i wszystko co je otacza. Dzieli się mitotycznie i mejotycznie. Dzieli na dwa, cztery, osiem. Dzieli materię i metafizykę. Dzieli ludzi.
Taki Arek Łapiński został zamknięty w swoim kartezjańskim cogito, bo zabił w sobie miłość. Teraz niezdolny do solidarności z innymi ludźmi, do odnalezienia innych próbuje nadać złu prawa bytu, a potem wymieszać z dobrem. Jak dotąd bezskutecznie.



kontakt